aaa4 |
Wysłany: Pon 14:54, 24 Lip 2017 Temat postu: |
|
Wrzask Kaniuka bylo slychac az w wiedzmiej chatce posrodku lasu, gdzie Babunia Jagodka, ktora w szopce z sianem przekonywala zwajeckiego najemnika do urokow wiejskiego zycia, uniosla glowe i westchnela z uciechy, co Zwajca niezupelnie slusznie wzial za uznanie dla swego milosnego kunsztu. Stado wron poderwalo sie w poplochu z porastajacych smyntarz bukow, niweczac polowanie ryzego kocura mlynarza, czajacego sie na nie cierpliwie od poludnia. W gospodzie Osluch az zachlysnal sie piwem i na wszelki wypadek oburacz nakryl czupryne, po raz kolejny rozwazajac tchorzliwe, acz roztropne wygolenie czerepu na lyso. Takze wsrod babinca, zabarykadowanego na glucho w swiatyni, uczynilo sie wielkie poruszenie. Najodwazniejsza z niewiast, wioskowa ladacznica, ostroznie odsunela deske i wyjrzala na podworzec.Od traktu gnal ku nim rozpedzony woz, zaprzezony do bardzo porzadnego kasztanka; za wozem, ryczac rozpaczliwie, biezala laciata jalowica i dwie kozy, wszystko przywiazane solidnymi postronkami do pojazdu. Woznica pedzil za cala menazeria, drac sie pod niebiosa i wymachujac bezladnie rekoma. Na jego karku, wczepiony czterema lapami w ciemna oponcze, siedzial potezny ryzy kot, ktory o dziwo wydawal sie calkiem spokojny, by nie rzec: zadowolony z siebie. Kiedy woz wpadl za dziedziniec i zakrecil kolo studni, kot z gracja zeskoczyl i bez pospiechu, z zadartym ogonem pomaszerowal w dol, ku strumieniowi. Mezczyzna nie spostrzegl tego od razu i biegl jeszcze bez opamietania, wzywajac wszystkich bogow na pomoc i kreslac w powietrzu znaki odpedzajace zlego. Wreszcie zatrzymal sie u studziennego kolowrotu, dyszac ciezko i toczac wokol nabieglymi krwia oczami.
Wioskowa ladacznica tymczasem pochwycila kasztanka i jela go uspokajajaco klepac po szyi, otaksowawszy przybysza jednym zawodowym spojrzeniem zza konskiego grzbietu. Byl wysoki, po miastowemu chuderlawy, ale uznala, ze na wiejskim wikcie rychlo sie odpasie i nabierze tezyzny, mlody, lecz nieprzesadnie, co tez ja ucieszylo, bo z mlokosami zawsze bylo za duzo zametu. Rysow twarzy nie umiala dobrze ocenic, bo pokrywala ja krew rozmazana w walce z Kotem Wiedzmy. Jednak byl naprawde po pansku ogolony, gladziuchno, i wydalo jej sie tylko, ze widzi cztery potezne ciecia przez lewy policzek, gdzie kocie pazury omsknely sie cokolwiek. No, ale co to za chlop, co na gebie szramy ni jednej nie ma, pomyslala, wciaz gapiac sie bezwstydnie, jak obcy odwiazuje z szyi troczki potarganego plaszcza. Mial jasne wlosy, w nieladzie i okrwawione, ale bujne i bez koltuna, piwne oczy, ktore z takim przerazeniem lyskaly na boki, ze wioskowa ladacznice ogarnelo niespodziane pragnienie, aby przygarnac go i pocieszyc - najlepiej na lace za ruinami mlyna Betki, gdzie chlopy konczyly ukladac w stosy swiezo skoszone siano. |
|